Cena złota w ostatnich 5 latach...


gold price charts provided by goldprice.org

sobota, 31 grudnia 2011

Czy złoto wróci do roli światowego pieniądza?


Pan Robert Chmielewski zamieścił na FB bardzo ciekawy artykuł autorstwa dr Krassimira Petrova „ Irańska Giełda Naftowa – prawdziwy powód ataku na Iran”


Gorąco polecam!


---------------------------------------------------------------------- 


I. Ekonomia imperiów
Państwo narodowe opodatkowuje własnych obywateli; imperium opodatkowuje inne państwa narodowe. Historia imperiów, od hellenistycznego i rzymskiego po osmańsko-tureckie i brytyjskie, poucza nas, że ekonomicznym fundamentem każdego bez wyjątku imperium jest opodatkowanie innych narodów. Zdolność imperium do narzucania podatków zawsze opiera się na lepszej i silniejszej gospodarce, a w konsekwencji – na lepszym i silniejszym wojsku. Część podatków ściąganych od poddanych szła na podnoszenie stopy życiowej obywateli imperium; część zaś służyła dalszemu wzmacnianiu dominancji militarnej niezbędnej do egzekwowania owych podatków.
Historycznie rzecz biorąc, kraje podporządkowane składały daniny w rozmaitych formach – zwykle w złocie i srebrze tam, gdzie kruszce te miały walor pieniądza, ale nieraz także w postaci niewolników, żołnierzy, ziemiopłodów, bydła czy innych produktów i surowców naturalnych, w zależności od tego, jakich dóbr gospodarczych imperium żądało a kraj podwładny był w stanie dostarczyć. Dawniej opodatkowanie na rzecz imperium miało zawsze formę bezpośrednią: państwo podporządkowane przekazywało te dobra gospodarcze wprost do imperium.
W XX wieku, po raz pierwszy w historii, Ameryce udało się opodatkować świat nie wprost – za pośrednictwem inflacji. Zamiast bezpośrednio domagać się podatku, jak czyniły to wszystkie poprzednie imperia, USA rozprowadziły po świecie, w zamian za towary, własną walutę bez pokrycia – dolary – z zamiarem późniejszego doprowadzenia do ich inflacji i dewaluacji. To z kolei umożliwiało odkupienie każdego następnego dolara za mniejszą ilość dóbr – właśnie owa różnica [między ilością dóbr importowanych a eksportowanych] stanowiła imperialny podatek spływający do Stanów Zjednoczonych. A oto, jak do tego doszło.
W początkach XX wieku gospodarka USA uzyskała dominującą pozycję w świecie. Dolar amerykański był wówczas ściśle związany ze złotem, toteż jego wartość ani nie rosła, ani nie malała, lecz była wciąż równa tej samej ilości złota. Wielki Kryzys, z poprzedzającą go inflacją w latach 1921 – 1929 oraz napęczniałymi deficytami budżetowymi w latach następnych, pokaźnie zwiększył ilość waluty w obiegu – dalsze utrzymywanie jej pokrycia w złocie stało się niemożliwe. To skłoniło Roosevelta do zniesienia w 1932 r. sprzężenia między wartością dolara a wartością złota. Aż do tego momentu USA mogły co prawda dominować w gospodarce światowej, ale, w sensie ekonomicznym, nie były jeszcze imperium. Stała wartość dolara i jego wymienialność na złoto nie pozwalała Amerykanom ekonomicznie wykorzystywać innych krajów.
Amerykańskie imperium w sensie ekonomicznym narodziło się w Bretton Woods w 1945 r. Wprawdzie dolar nie był już w pełni wymienialny na złoto, ale ową wymienialność na złoto zagwarantowano rządom innych państw – i tylko im. Tym samym dolar stał się walutą rezerwową całego świata. Było to możliwe, ponieważ w czasie II wojny światowej Stany Zjednoczone zaopatrywały aliantów żądając zapłaty w złocie, dzięki czemu zgromadziły u siebie znaczną część światowych zasobów tego kruszcu. Imperium nie mogłoby zaistnieć, gdyby, zgodnie z postanowieniami z Bretton Woods, podaż dolara pozostała ograniczona i nie przekraczała wartości dostępnego złota. Umożliwiałoby to pełną wymianę dolarów z powrotem na złoto. Jednak polityka „armaty i masła” z lat sześćdziesiątych miała typowy charakter imperialny: podaż dolara zwiększano nieustannie, żeby finansować wojnę w Wietnamie i projekt „wielkiego społeczeństwa” L. B. Johnsona. Większość owych dolarów trafiała za granicę w zamian za towary sprzedawane do USA bez szans na odkupienie ich po tej samej cenie. Wzrost zasobów dolarowych zagranicy wywoływany przez nieustanny deficyt handlowy Stanów Zjednoczonych był równoznaczny z opodatkowaniem – z klasycznym podatkiem inflacyjnym nakładanym przez dany kraj na własnych obywateli, tyle że tym razem był to podatek inflacyjny nałożony przez USA na resztę świata.
Kiedy zagranica zażądała w latach 1970-1971 wymiany posiadanych dolarów na złoto, 15 sierpnia 1971 rząd USA ogłosił niewypłacalność. Wprawdzie opinię publiczną karmiono frazesami o „zerwaniu więzi między dolarem a złotem”, ale w rzeczywistości odmowa spłaty w złocie była aktem bankructwa rządu Stanów Zjednoczonych. W gruncie rzeczy USA ogłosiły się wtedy imperium. Wyciągnęły z reszty świata ogromną ilość dóbr, nie mając zamiaru ani możliwości ich zwrócić, a bezsilny świat musiał się z tym pogodzić – świat został opodatkowany i nic nie mógł na to poradzić.
Od tego momentu, aby Stany Zjednoczone mogły utrzymać status imperium i nadal ściągać podatki, reszta świata musiała w dalszym ciągu akceptować – jako zapłatę za dobra ekonomiczne – stale tracące na wartości dolary. Musiała też gromadzić ich coraz więcej. Trzeba było więc dać światu jakiś powód do gromadzenia dolarów, a powodem tym stała się ropa.
Gdy coraz wyraźniej było widać, że rząd USA nie zdoła wykupić swych dolarów płacąc za nie złotem, zawarł on w latach 1972-73 żelazną umowę z Arabią Saudyjską: USA będą wspierać władzę królewskiej rodziny Saudów, a w zamian za to kraj ten będzie sprzedawał ropę wyłącznie za dolary. Śladem Arabii Saudyjskiej miała podążyć reszta państw OPEC. Ponieważ świat musiał kupować ropę od arabskich krajów naftowych, utrzymywał rezerwy dolarowe, aby mieć czym za nią płacić. Świat potrzebował coraz więcej ropy, a jej ceny szły stale w górę, toteż popyt na dolary mógł tylko wzrastać. Wprawdzie dolarów nie można już było wymienić na złoto, ale za to stały się one wymienialne na ropę naftową.
Sens ekonomiczny wspomnianej umowy sprowadzał się do tego, że dolar miał pokrycie w ropie naftowej. Dopóki tak było, świat musiał gromadzić coraz większe sumy dolarów, ponieważ były one niezbędne, aby móc kupić ropę. Tak długo jak dolar był jedynym dopuszczalnym środkiem płatności za ropę, miał on zagwarantowaną dominację w świecie, a amerykańskie imperium mogło dalej ściągać podatki z całego świata. Gdyby dolar, z jakiegokolwiek powodu, stracił pokrycie w ropie naftowej, amerykańskie imperium przestałoby istnieć. Trwanie imperium wymagało więc, aby ropa była sprzedawana wyłącznie za dolary. Wymagało ponadto, aby rezerwy ropy pozostawały rozproszone pomiędzy osobne, suwerenne państwa nie dość silne politycznie bądź militarnie, żeby móc żądać zapłaty za ropę w jakiejś innej formie. Gdyby ktoś zażądał innej zapłaty, należało go przekonać do zmiany zdania – poprzez naciski polityczne albo środkami militarnymi.
Człowiekiem, który faktycznie zażądał za ropę zapłaty w euro był, w 2000 r., Saddam Hussein. W pierwszej chwili jego życzenie zostało wyśmiane, później było lekceważone, ale kiedy stawało się coraz jaśniejsze, że jego zamiary są poważne, zaczęto wywierać na niego polityczną presję, aby zmienił zdanie. Kiedy również inne kraje, takie jak Iran, zażyczyły sobie zapłaty w innych walutach, przede wszystkim w euro i w jenach, dolar znalazł się w realnym niebezpieczeństwie. Taka sytuacja wymagała akcji karnej. W Bushowskiej operacji „Szok i Przerażenie” w Iraku nie chodziło o nuklearny potencjał Saddama, o obronę praw człowieka, o propagowanie demokracji, ani nawet o zagarnięcie pól naftowych; chodziło o obronę dolara, a tym samym – amerykańskiego imperium. Chodziło o pokazanie światu, że każdy kto zażąda zapłaty za ropę w walucie innej niż dolar USA, będzie przykładnie ukarany.
Wielu krytykowało Busha za to, że wszczął wojnę, aby zająć irackie pola naftowe. Krytycy ci jednak nie potrafili wytłumaczyć, dlaczego Bushowi zależało na zajęciu owych złóż – przecież mógł po prostu wydrukować puste dolary i uzyskać za nie tyle ropy, ile tylko mu było potrzeba. Musiał więc mieć inny powód do inwazji na Irak.
Historia uczy, że imperium ma dwa uzasadnione powody do toczenia wojen: (1) w obronie własnej; albo (2) aby uzyskać poprzez wojnę jakieś korzyści. W każdym innym wypadku, co po mistrzowsku wykazał Paul Kennedy w „The Rise and Fall of the Great Powers”, wysiłek wojenny wyczerpie jego zasoby ekonomiczne i przyczyni się do jego rozpadu. Mówiąc językiem ekonomicznym, aby imperium wszczęło i prowadziło wojnę, korzyści muszą przewyższać koszty militarne i społeczne. Korzyści z opanowania irackich złóż ropy z trudem usprawiedliwiają długofalowe, rozłożone na wiele lat koszty operacji wojskowej. Bush musiał natomiast uderzyć na Irak, aby bronić swego imperium. Potwierdzają to fakty: w dwa miesiące od momentu inwazji, program „Ropa za żywność” został wstrzymany, irackie konta prowadzone w euro przestawione z powrotem na dolary, a ropa znów była sprzedawana wyłącznie za walutę USA. Przywrócono globalną supremację dolara. Bush triumfalnie zstąpił z myśliwca i obwieścił pomyślne zakończenie misji – udało mu się obronić dolara, a wraz z nim – amerykańskie imperium.


II. Irańska Giełda Naftowa
Władze Iranu w końcu opracowały ostateczną broń „jądrową”, która może błyskawicznie unicestwić system finansowy leżący u podstaw amerykańskiego imperium. Tą bronią jest Irańska Giełda Naftowa, której inaugurację planowano na marzec 2006 [otwarcie giełdy opóźniło się, ale ma nastąpić w najbliższym czasie - przyp. red.]. Ma ona być oparta na mechanizmie handlu ropą rozliczanym w euro. W kategoriach ekonomicznych projekt ten stanowi znacznie większą groźbę dla hegemonii dolara niż wcześniejsze posunięcie Saddama. W ramach transakcji giełdowych bowiem każdy chętny będzie mógł kupić albo sprzedać ropę za euro, bez żadnego pośrednictwa dolara. Możliwe, że w takiej sytuacji prawie wszyscy chętnie przyjmą system rozliczeń w euro.
Europejczycy, zamiast kupować i trzymać dolary, aby zabezpieczyć swe płatności za ropę, będą mogli płacić własną walutą. Przejście na rozliczenia w euro w transakcjach naftowych nadałoby euro status światowej waluty rezerwowej – z korzyścią dla Europejczyków, z niekorzyścią dla Amerykanów.
Chińczycy i Japończycy będą szczególnie zainteresowani nową giełdą, gdyż umożliwi im drastyczne zmniejszenie swych ogromnych rezerw dolarowych i ich dywersyfikację, co będzie dla nich ochroną przed następstwami deprecjacji dolara. Część posiadanych dolarów będą chcieli nadal zatrzymać; drugiej części być może w ogóle się pozbędą; trzecią część zachowają na pokrycie dolarowych płatności w przyszłości, tym razem już bez odnawiania tych rezerw, a przechodząc stopniowo na rezerwy w euro.
Rosjanie mają żywotny interes ekonomiczny w przejściu na euro – większość wymiany handlowej prowadzą właśnie z krajami europejskimi, z krajami – eksporterami ropy naftowej, z Chinami oraz z Japonią. Przejście na rozliczeniach w euro natychmiast uwidoczni się w handlu z pierwszymi dwoma blokami, a z czasem także ułatwi handel z Chinami i Japonią. Ponadto Rosjanie, zdaje się, z niechęcią trzymają dolary, które tracą na wartości, skoro ich nowym objawieniem jest rozliczanie się w złocie. Poza tym, w Rosji odżył nacjonalizm, i jeśli przejście na euro miałoby być dotkliwym ciosem dla Ameryki, z przyjemnością go zadadzą i będą z satysfakcją się przyglądać, jak imperium krwawi.
Arabskie kraje eksportujące ropę chętnie będą przyjmować euro jako środek dywersyfikacji ryzyka wobec piętrzących się gór dewaluujących się dolarów. Te kraje także, podobnie jak Rosja, handlują przede wszystkim z krajami Europy, a zatem będą preferować walutę europejską, zarówno ze względu na jej stabilność, jak i dla ograniczenia ryzyka walutowego, nie mówiąc już o motywie ideologicznym – dżihadzie przeciwko Niewiernemu Wrogowi.
Tylko Brytyjczycy znajdą się między młotem a kowadłem. Ze Stanami Zjednoczonymi łączy ich wieczne strategiczne partnerstwo, ale równocześnie naturalnie ciążą ku Europie. Jak dotąd mieli wiele powodów, aby trzymać z tym, który wygrywa. Kiedy jednak zobaczą, że ich blisko stuletni partner upada, czy będą wytrwale trwać u jego boku, czy też go dobiją? Nie należy jednak zapominać, że obecnie dwie wiodące giełdy naftowe to nowojorski NYMEX i londyńska Międzynarodowa Giełda Ropy Naftowej (International Petroleum Exchange – IPE), obie praktycznie w rękach Amerykanów. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Brytyjczycy będą musieli pójść na dno razem z tonącym okrętem, w przeciwnym bowiem razie strzeliliby sobie w nogi, szkodząc własnym interesom na londyńskiej IPE. Warto zauważyć, że bez względu na retorykę objaśniającą powody utrzymania funta szterlinga, Brytyjczycy nie przeszli na euro najprawdopodobniej właśnie dlatego, że sprzeciwiali się temu Amerykanie: gdyby tak się stało, londyńska IPE musiałaby się przestawić na euro, tym samym zadając śmiertelną ranę dolarowi i strategicznemu partnerowi Wielkiej Brytanii. W każdym razie bez względu na to, co postanowią Brytyjczycy, jeśli Irańska Giełda Naftowa nabierze tempa, liczące się siły interesu – europejskie, chińskie, japońskie, rosyjskie i arabskie – z zapałem przyjmą w rozliczeniach euro, a wówczas los dolara będzie przypieczętowany. Amerykanie nie mogą do tego dopuścić, i użyją, jeśli zajdzie konieczność, szerokiego wachlarza strategii, aby powstrzymać lub zahamować funkcjonowanie planowanej giełdy:
* Sabotaż giełdy – mógłby polegać na wprowadzeniu wirusa komputerowego, ataku na sieć, system łączności lub serwery, rozmaitych naruszeniach bezpieczeństwa serwerów, albo też na zamachu bombowym na główne i pomocnicze obiekty giełdy w stylu 11 września.
* Zamach stanu – zdecydowanie najlepsza strategia długoterminowa, jaką dysponują Amerykanie.
* Wynegocjowanie takich warunków i ograniczeń prowadzenia giełdy, które będą do przyjęcia dla USA – inne znakomite rozwiązanie dla Amerykanów. Oczywiście, rządowy zamach stanu jest strategią wyraźnie preferowaną, gdyż zagwarantowałby, że giełda wcale nie będzie funkcjonować, a więc niebezpieczeństwo dla amerykańskich interesów będzie zażegnane. Gdyby jednak próby sabotażu czy zamachu stanu się nie powiodły, wówczas negocjacje byłyby z pewnością najlepszą dostępną opcją. 
* Wspólna rezolucja wojenna ONZ – tę będzie bez wątpienia trudno uzyskać, zważywszy na interesy wszystkich pozostałych państw członkowskich Rady Bezpieczeństwa. Gorączkowa retoryka o tym, jak to Irańczycy opracowują broń jądrową niewątpliwie ma na celu utorowanie drogi do tego typu działań.
* Jednostronne uderzenie nuklearne – to byłby straszliwy wybór strategiczny, z tych samych względów, co strategia następna – jednostronna wojna totalna. Do wykonania tej brudnej roboty Amerykanie prawdopodobnie posłużyliby się Izraelem.
* Jednostronna wojna totalna – to jawnie najgorszy możliwy wybór strategiczny. Po pierwsze, zasoby wojskowe USA zostały już nadwerężone przez dwie poprzednie wojny. Po drugie, Amerykanie jeszcze bardziej zraziliby do siebie inne silne narody. Po trzecie, państwa posiadające największe rezerwy dolarowe mogłyby się zdecydować na cichą zemstę w postaci pozbycia się swoich gór dolarów, tym samym utrudniając Stanom Zjednoczonym dalsze finansowanie ich ambitnych wojowniczych planów. Po czwarte wreszcie, Iran ma strategiczne sojusze z innymi silnymi narodami, co mogłoby doprowadzić do ich zaangażowania się w wojnę; mówi się, że Iran ma takie przymierze z Chinami, Indiami i Rosją, znane pod nazwą Szanghajskiej Grupy Współpracy, a także osobny pakt z Syrią.
Bez względu na to, która strategia zostanie wybrana, z czysto ekonomicznego punktu widzenia można stwierdzić, że o ile Irańska Giełda Naftowa nabierze rozpędu, główne potęgi gospodarcze z zapałem zaczną z niej korzystać, a to pociągnie za sobą zgon dolara. Upadanie dolara dramatycznie przyspieszy amerykańską inflację i stworzy presję na dalszy wzrost długoterminowych stóp procentowych w USA. W tym momencie Bank Rezerwy Federalnej znajdzie się między Scyllą a Charybdą – między groźbą deflacji a hiperinflacji – i będzie musiał pospiesznie albo zażyć swoje „klasyczne lekarstwo” deflacyjne, polegające na podniesieniu stóp procentowych, co wywoła poważną depresję gospodarczą, zapaść na rynku nieruchomości oraz załamanie się rynku obligacji, akcji i walorów pochodnych, a w następstwie – totalny krach finansowy, albo, alternatywnie, wybrać wyjście weimarskie, czyli inflacyjne, a więc utrzymać na siłę oprocentowanie obligacji długoterminowych, odpalić „helikoptery” i „zatopić” rynek powodzią dolarów, ratując przed bankructwem liczne fundusze długoterminowe (LTCM) i wywołując hiperinflację.
Austriacka teoria pieniądza, kredytu i cykli gospodarczych uczy nas, że pomiędzy ową Scyllą a Charybdą nie ma rozwiązania pośredniego. Prędzej czy później system monetarny musi się przechylić w jedną lub w drugą stronę, co zmusi Rezerwę Federalną do podjęcia decyzji. Głównodowodzący Ben Bernanke (nowy prezes Fed – przyp. red.), renomowany znawca Wielkiego Kryzysu i wprawny pilot śmigłowca „Black Hawk”, bez wątpienia wybierze inflację. „Helikopterowy Ben” nie pamięta wprawdzie America’s Great Depression Rothbarda, ale dobrze zapamiętał lekcje płynące z Wielkiego Kryzysu i zna niszczycielskie działanie deflacji. Maestro nauczył go, że panaceum na każdy problem finansowy jest wywołanie inflacji, choćby się paliło i waliło. Uczył on nawet Japończyków własnych niekonwencjonalnych metod zwalczania deflacyjnej pułapki płynności. Podobnie jak jego mentorowi, marzy mu się przezwyciężenie „zimy Kondratiewa”. Żeby nie dopuścić do deflacji, ucieknie się do drukowania pieniędzy; odwoła wszystkie helikoptery z 800 zamorskich baz wojskowych USA; a jeśli będzie trzeba, nada stałą wartość pieniężną wszystkiemu, co mu się nawinie. Jego ostatecznym dokonaniem będzie hiperinflacyjna destrukcja amerykańskiej waluty, z której popiołów powstanie nowa waluta rezerwowa świata – barbarzyński relikt zwany ZŁOTEM.

środa, 28 grudnia 2011

Ile kosztuje złoto? Głupie pytanie...

Spotykam się z tym wiele razy.
"Ile dzisiaj kosztuje złoto?" "Czy cena złota spadnie?" "Jaka może być cena złota?" itp., itd.

Wszystkie tego typu pytania wskazują na jedno. Na to, że chcemy traktować złoto jako zwyczajny produkt, którego cena ma być wyrażana w pieniądzu. I to w pieniądzu tzw. fiducjarnym, czyli takim, którego istotą jest umowa społeczna. No bo przecież coś takiego jak złotówka, euro czy dolar same w sobie NIE ISTNIEJĄ.
To przedstawiciele społeczeństw zdecydowali o ich istnieniu. I ci przedstawiciele dzisiaj kreują wartość tych walut. Oczywiście nie w sposób zupełnie dowolny, ale ich wpływ na "cenę pieniądza" jest podstawowy.

Czy pytania o cenę złota mają sens? Wg mnie mają pod jednym warunkiem, że padnie na nie następująca odpowiedź:

"Złoto kosztuje tyle, ile... kosztuje."


Złoto nie może być traktowane jako produkt, towar, któremu "sztuczny pieniądz" przypisze jakąś wartość. Dlaczego? Dlatego, że to złoto samo w sobie jest podstawowym Pieniądzem.
I wtedy pytania o cenę należałoby odwrócić - "Ile złota kosztuje jeden dolar, jedno euro, jeden złoty...?"
I wartość tych sztucznych walut należałoby wyrazić w konkretnej wadze kruszcu. Nie musiałoby nim być złoto, ale przyjęło się, że to ono jest pierwszym Pieniądzem, prawdziwym Pieniądzem.
Oderwanie pieniądza papierowego, a dzisiaj wirtualnego od prawdziwego parytetu w złocie jest początkiem, lub jednym z początków finansowego szaleństwa.

Dzisiaj ważniejsze od realnych finansowych wartości są ich substytuty. Dzisiaj zamiast o złoto należy pytać o cenę sów. "Ile kosztują na giełdzie takie słowa, jak "kryzys, niepewność, panika, upadłość, wojna...?"
"A ile takie słowa jak "stabilność, pewność, bezpieczeństwo, prosperity...?"
Dzisiaj słowa i działania ludzkie przekładają się na finansowy rozwój i upadek wielu. Oczywiście nie słowa same w sobie. Także działania z tych słów wynikające.
Dzisiaj ludzie skaczą z radości, albo z... wieżowców, bo wzbogaciły lub zniszczyły dorobek ich życia... słowa.

I znowu powtórzmy, że w czasie chaosu i zamieszania "złoto kosztuje tyle, ile kosztuje."  Czyli ma stabilną wartość. A w czym tę wartość wyrazimy, jeżeli za ułomność uznamy wyrażanie jej w "sztucznym pieniądzu"? Najpewniejsza drogą jest wyrażenie jej w tzw. sile nabywczej. Czyli w tym, ile towarów i usług jesteśmy w stanie kupić za określoną wagę złotego kruszcu. W czasach gdy "sztuczny pieniądz" nieustannie traci swoja wartość nabywczą, to Pieniądz prawdziwy, złoto, swoją siłę nabywczą albo zachowuję, albo nawet ją wzmacnia. Czy słyszał kto kiedyś, o człowieku, który z rozpaczy "zanurkował" z wieżowca, bo złotu została przypisana taka, a nie inna cena...?
Kiedy próbujemy przejrzeć wiele lat przyglądając się relacji np. złota do dolara, to dochodzimy do jednego wniosku, dolar w ogólnym trendzie swoja siłę nabywczą traci, złoto zwiększa. "Sztuczny pieniądz" przegrywa...

Niedawno jeden z moich kolegów powiedział, że dzisiaj mamy do czynienia z "bańką spekulacyjną" jeśli chodzi o cenę złota... Świadczy to tylko o tym, że żyje on w jednej rzeczywistości, rzeczywistości "sztucznego pieniądza". Bo czym jest "bańka spekulacyjna"? Jest sztucznym wywindowaniem ceny najczęściej jakiegoś pieniądza lub instrumentu finansowego.
Poprzez słowa, poprzez celowo prowokowane zakupy, poprzez tworzenie atmosfery. Tylko po to, aby te sytuację wykorzystać i zbić fortunę na tym, gdy sztuczna cena musi zostać urealniona. Takie "cuda" możliwe są tylko przy "sztucznym pieniądzu" lub innych instrumentach od niego pochodzących.

A czy taką "bańkę" można stworzyć na rynku prawdziwego Pieniądza, czyli złota? Wydaje się to bardzo mało prawdopodobne. Złoto jest bardzo odporne na różne gierki. I jest tu kilka obiektywnych przyczyn.

Pierwszą jest to, ze złota nie da się "dodrukować". Jest go tyle, ile jest i koniec!

Po drugie, widać wyraźnie, że złoto kupowane jest nie po to, aby szybko zarobić na wzroście jego ceny. Ono jest traktowane jako bezpieczny środek zachowania siły nabywczej "sztucznych pieniędzy" (polecam bardzo dobry artykuł w Gazecie Bankowej).

Po trzecie, świadomość dzisiejszych inwestorów, tyle razy zawiedzionych "sztucznym pieniądzem", wzrasta coraz bardziej i popyt na złoto z ich strony ciągle wzrasta. Tę sytuację pogłębiają nieustające kryzysy ekonomiczne w świecie "sztucznego pieniądza". Ale widzimy coś jeszcze, bardzo wyraźny ruch w stronę złota ze strony także drobnych inwestorów poprzez różne programy, np. ten proponowany przez Noricum.

Po czwarte, popyt na złoto ciągle wzrasta z powodu rozwoju nowych technologii. Każdy mikroprocesor, ekran LCD, katalizator w samochodzie itd. potrzebują niewielkich ilości złota. Niewielkich, ale jeżeli przemnożymy to przez wielkość rynku, to zapotrzebowanie na złoto staje się potężne.

I po piąte, o cenę złota możemy być spokojni ze względu na jego naturalną podaż. Podaż, która jest coraz bardziej utrudniona, bo złóż tego kruszcu, z których można łatwo wydobyć złoto jest coraz mniej. Czasy wypłukiwania złota w rzecznych strumieniach już się skończyły, czasy wydobywania  go płytko spod powierzchni ziemi kończą się. Deficyt złota dostrzegalny jest już przez wszystkich.

"Bańka"? Jaka "bańka"... :)

No to jak z tą ceną złota? Oczywiście w "sztucznym pieniądzu" przyjmie różną wartość, ale są to tak naprawdę zawirowania dotyczące tego pieniądza.
A ile kosztuje złoto?

Złoto kosztuje tyle, ile kosztuje!!!

czwartek, 22 grudnia 2011

Propozycja firmy Noricum


Kilka miesięcy temu, będąc młodym 50-latkiem, który całe życie pracował jedynie na umowę o pracę, zupełnie przypadkowo, poprzez znajomego z FB dowiedziałem się o Noricum.
Pojawiłem się na internetowej konferencji i wysłuchałem jej ze zdziwieniem. Nie chciałem za bardzo wierzyć. Coś tu nie gra, za dobrze to brzmi...

Ale po pewnym czasie złamałem swoje opory. I dzisiaj chciałem się z Wami podzielić moim odkryciem.
Oferta w żaden sposób nie dotyczy osób bardzo majętnych, którzy np. są w stanie wydać jednorazowo na zakup kilograma złota. Wam życzymy wszystkiego najlepszego i niech Wasz majątek się pomnaża.
Ta oferta jest dla mnie. Dla człowieka, który może miesięcznie odłożyć 200-300 złotych. I coś z tym zrobić.

Firma Noricum Polska reklamuje w sposób bezpośredni produkt, jakiego jeszcze na naszym rynku nie było. Mianowicie utworzenie własnego depozytu złota. W niemieckiej firmie Four Gates, albo w Mennicy Śląskiej. Jedynie reklamuje, nie pobiera żadnych opłat, nie sprzedaje, nie prowadzi depozytów.
No i teraz posłuchajcie. Nie muszę wydawać wielkich pieniędzy na zakup złota, ja ich po prostu nie mam...
Ale miesięcznie wpłacając od min. 100 zł dokonuje zakupu nawet części grama, które odkładane są w moim depozycie. Nie na jakiejś "złotej papierowej lokacie", ale w fizycznym złocie. Ono jest zgodnie z prawem o depozycie moja własnością.
Więcej, dzięki temu, że Noricum Polska organizuje szeroką grupę zakupową, to zarówno firma Four Gates, jak też Mennica Śląska sprzedają mi to złoto po cenie 1g z kilograma. Czyli kupuje 1 gram, ale płacę za niego tyle, jakbym kupował 1 kg podzielony na 1000 części.
Wpłat mogę dokonywać regularnie, mogę je zawieszać na jakiś czas, mogę wydawać na zakup więcej niż planowałem. Pełna elastyczność.
Ale z drugiej strony mogę złoto jedynie przechowywać, mogę poprosić o dostawę sztabki do domu jedynie po  koszcie transportu, mogę także je spieniężyć w  dowolnej posiadanej ilości, w dowolnym czasie po cenie londyńskiej giełdy - 1% kosztów operacyjnych.
Zgromadzone złoto nie jest objęte ani podatkiem VAT, ani podatkiem "Belki".
Taki "rachunek osobisty", gdzie zamiast pieniędzy gromadzone jest fizyczne złoto, tylko znacznie ciekawszy.
I cały ten depozyt trwać może aż do wykorzystania jednego z dwóch warunków. Wpłaciłem na swoje "konto" 90.000 zł lub oszczędzam przez 30 lat. Po spełnieniu któregokolwiek z tych warunków nie mam już prawa do preferencyjnej ceny zakupu.
Oczywiście mogę założyć nowy depozyt. Jeżeli będę żył... ;)

Pytają mnie ludzie o to, gdzie jest "kruczek". A ja odpowiadam, że on siedzi w nas. W naszych przyzwyczajeniach, w naszych ciężkich nawykach, które wszystko przyjmują z wielka nieufnością. I tych nieufnych nie zamierzam przekonywać. Zostańcie tam, gdzie jesteście. Ale jeżeli będzie Wam niewygodnie, to śmiało, droga już przetarta.
Warunkiem założenia depozytu jest opłata inicjacyjna, czy też kaucja zwrotna  w wysokości 3.000 zł. Przy założeniu oszczędzania 250 zł miesięcznie daje to 12 rat - 1 rok.
"Ha!" - krzyczą nieufni. "Tu ich mam! Trzeba zapłacić, aby zarobić!" - tryumfują. Ale mam dla nich złą wiadomość. Koszt otwarcia takiego depozytu jest naprawdę niewielki i właściwie zwraca się z korzyści, które przed nami otwiera. Sam zakup po cenie grama z kilograma sprawia, że nawet nie biorąc pod uwagę wzrostu cen złota, ta kaucja zwraca mi się po niecałych 5 latach oszczędzania. A gdzie większy przyrost złota związany z zakupem większej ilości? Dzisiaj szacujemy, że bezpieczne założenie jest takie, że w terminie do ok. 5 lat średni przyrost ceny złota będzie wynosił 15%. Nie mówię nawet, jak cena złota rośnie w latach ostatnich. To temat na inny wpis. :)
Ostatnio rozmawiałem z moim przyjacielem, agentem jednej z renomowanych firm ubezpieczeniowych. Gdy zapytałem go o koszt mojej polisy, przyznał uczciwie, że pierwsze DWA LATA moje składki zupełnie nie pracowały. Stanowiły mój koszt. Dwa lata.... Podobnie rzecz ma się z lokatami inwestycyjnymi. Zwykle 24 składki stanowią koszt założenia lokaty.
Czyli i tutaj propozycja firmy Noricum jest znacznie atrakcyjniejsza, niż firm oferujących różne instrumenty finansowe.

Dodam jeszcze jedno. Podejmując współpracę z Noricum Polska możemy pójść dwiema drogami. Możemy być jedynie inwestorami i sukcesywnie gromadzić złoto w naszym depozycie po cenie 1 g z kg.
Możemy jednak włączyć się w działalność reklamową firmy (co niniejszym czynię) ;) i zachęcać innych do skorzystania z tej oferty.

Serdecznie zachęcam Cię do zainteresowania się pomysłem. Złoto JEST dla każdego! Nie po to, aby świecic nam w oczy, abyśmy mogli się nim chwalić. Po to, abysmy mogli zabezpieczyć przyszłość finansową dla siebie i dla naszych dzieci.

Zapraszam na moją stronę współpracownika Noricum Polska. Tam dowiesz się więcej. :)

środa, 21 grudnia 2011

Dzisiaj złoto także dla Ciebie!

Kiedy człowiek ma 50 lat i nauczycielską pensję, to zaczyna (zdecydowanie za późno!) niespokojnie rozglądać się wokół siebie. Myśleć o zabezpieczeniu finansowym dla siebie i swoich dzieci.
W dobie kryzysu wszystko wydaje się być pułapką. Nie dość, że pieniędzy nie mam dużo, to naprawdę nie chcę stracić tego, co mogę odłożyć, jakieś 200-300 zł miesięcznie.
Rynek daje mi ciągle wiele propozycji. No bo i banalna "skarpeta", i zwykły  ROR, czy konto osczędnościowe dają mi wprawdzie bardzo szybki dostęp do pieniądza - elastyczność, ale przecież realnie każdego dnia moje pieniądze tam po  prostu znikają. Tracę...
Może więc lokata, czy fundusz inwestycyjny? Tutaj problemem jest brak elastyczności, bo te zawiera się na konkretny termin, ale odrobina ochrony dla moich pieniędzy się tu chyba znajdzie.
Na pewno dobrą inwestycją jest docelowa inwestycja w nieruchomości czy złoto. Ale przeciez to nie dla nauczyciela! ;) Pojawiają sie tu problemy. Pierwszy, to konieczność wyłożenia dużej gotówki na dzień dobry. A kto ją ma...? Po drugie, szczególnie przy nieruchomościach długotrwały i czasami kłopotliwy problem ewentualnego zbywania swojej inwestycji.

Ale... jeżeli złoto możnaby kupić "po kropelce"...? No, może po gramie, a nawet po części grama? I jeżeli ten gram gosztowałby taką cenę, jak przy zakupie hurtowym, czyli ok. 20-30% taniej?
Jeżeli to złoto możnaby fizycznie mieć albo u siebie w domu, albo w formie gotówki? Niemal w każdej chwili, do 48 godz. od wydania dyspozycji?
Mnie to zainteresowało. Ale przecież jestem nauczycielem, nie finansistą. Przekonali mnie jednak fachowcy.
Jeżeli ten tekst choć trochę Cię zainteresował, to zapraszam do wzięcia udziału w prezentacji on-line, która przedstawia produkt niemieckiej firmy giełdowej Four Gates. Złoto dla każdego!
W każdy poniedziałek i w każdą środę od 20.30. Pod TYM ADRESEM!!! 
Po wejściu na konferencję zaloguj się podając nr "496 SwojeImię", np. 496 Hipolit. :)

Trochę więcej informacji znajdziesz NA TEJ STRONIE.